Kolejne Święta Bożego Narodzenia przed nami. Znów będziemy się radowali z narodzin Syna Bożego, Zbawiciela Świata. Żłóbek, piękne kolędy i wiele pięknych wydarzeń związanych z tym wspaniałymi świętami. Tak będzie w Polsce i w wielu miejscach na świecie. Nie wszędzie jednak będzie ta radość, bo wielu ludzi jeszcze nie zna Jezusa. Oni ciągle czekają, aż im ta Dobra Nowina będzie przyniesiona. Przez kogo? Prze misjonarzy i misjonarki.
To wielka radość, że i w tym roku wiele dzieci wraz z katechetami i opiekunami przypomną nam o tym, wyruszając jako Kolędnicy Misyjni do rodzin w naszej archidiecezji. Przypomną nam, że tą radosną Nowiną o narodzeniu Pana Jezusa musimy się dzielić z innymi. Wszyscy jesteśmy misjonarzami.
W tym roku będziemy szczególnie prosili Ducha Świętego o jego moc, bo przecież od Adwentu w Kościele rozpoczniemy rok poświęcony Trzeciej Osobie Trójcy Świętej. Warto zaglądnąć do Dziejów Apostolskich aby zobaczyć w jaki sposób Duch Święty działał w sercach wierzących u początku chrześcijaństwa i jak może działać w naszych sercach.
Drodzy kapłani, Siostry, Katecheci i Katechetki, Opiekunowie – pomóżcie dzieciom w tym dziele. Czerwcowe spotkanie dzieci w Wioskach Świata u Księży Salezjanów w Krakowie na IX Archidiecezjalnym Kongresie Misyjnym Dzieci pokazało, ile entuzjazmu jest w dzieciach i jak chcą pomagać swoim rówieśnikom w krajach misyjnych. Trzeba im tylko to ułatwić.
Dziękuję serdecznie tym, którzy w ubiegłych latach organizowali Kolędników Misyjnych i proszę, aby w każdej parafii było obecne to dzieło misyjne, bo to jest znak, że wspólnota jest prawdziwie katolicka, gotowa włączać się w wielkie dzieło misyjne całego Kościoła.
Ks. dyr. Tadeusz Dziedzic
Kolędujemy dla dzieci w Syrii, Tanzanii, Sudanie Południowym, Peru, Brazylii, Chinach i Ukrainie. W tym roku nasze kolędowanie misyjne skierowane jest w sposób szczególny do dzieci w Syrii i Libanie. Nie zapominamy też o dzieciach wśród których pracują misjonarze z archidiecezji krakowskiej: Tanzanii, Sudanie Południowym, Peru, Brazylii, Chinach i Ukrainie. Syria jest w stanie wojny od 12 lat. Poniżej zamieszczamy jedną z wielu tego rodzaju historii, w jakiej znalazły się rodziny syryjskie.
Historia Abdoula syryjskiego chłopca, który dotarł na Sardenię.
Wiele dzieci w Syrii nie zna innego świata niż wojna. Ostatnie pokolenie nie pamięta innego życia jak tylko wybuchy, wojny, bombardowania, śmierć. Wiele musi walczyć o przetrwanie. Ci, co zostali wyciągnięci z gruzów z zawalonej kamienicy i są zdrowi, muszą pracować. Zajmują się zbieraniem plastiku, z którego w prowizorycznych warunkach powstaje benzyna. To niezwykle niebezpieczne zajęcie – w każdej chwili wszystko może wylecieć w powietrze. Jednak chłopcy muszą wykonywać to niebezpieczne zajęcie, bo pomagają w utrzymaniu swoich rodzin. – Co mamy zrobić? Droga do miasta jest zamknięta. Nie ma wody i jedzenia, wszystko jest strasznie drogie. Jemy to, co znajdziemy w śmieciach. Jesteśmy wdzięczni Bogu za to, co nam zostawią przyznaje pewien chłopiec Mohammad. Wiele innych straciło najbliższych rodziców, braci, siostry i przeżywa wielką traumę po tych strasznych wydarzeniach.
Wojna w Syrii trwa nieprzerwanie od 2012 roku. Części mieszkańców udało się jednak uciec i przedostać do Turcji, tak jak pewnemu 7-letniemu Abdoulowi tylko że do… Włoch i to samemu. Dwa lata temu syryjski chłopak przybył sam na łódce na wyspę Sardenia, i opowiada: „Wcale się nie bałem, chociaż łódź często się zatapiała, spałem nawet bez moich zabawek”. Gdy dotarł szczęśliwie na ląd, od razu został odebrany z policji przez pewną parę. Ona włoszka, on pochodzi z Algierii, „Byłem bardzo podekscytowany i przejęty widząc tego małego chłopca, tak jak ja jest Arabem, od razu chciałem go zabrać”- mówi Algierczyk. I tak się stało. Chłopak przez rok przebywał z nową rodziną, ucząc się nowego języka, chodząc do szkoły z nowymi kolegami. Po roku przybył tu jego ojciec Abbas, pokonując tę drogę różnymi środkami transportu, nawet i pieszo takie kraje jak: Turcja, Grecja, Macedonia, Serbia, Węgry, Austria i z Milanu samolotem na wyspę Sardenia. „To był naprawdę gest miłości wysłać go tu samego, bo Abdoul cierpiał bardzo w Syrii, więcej od innych moich dzieci – relacjonuje ojciec chłopaka – teraz marzę o tym, by sprowadzić tu moją żonę i dzieci, którzy nadal są w Syrii, byśmy żyli wreszcie w pokoju”. Szczęśliwy chłopak mieszka teraz z tatą, nauczył się świetnie języka włoskiego i czeka na resztę swojej rodziny, która na pewno kiedyś tu przybędzie.